Mój szef planuje wykorzystać dane z naszej ciągłej kompilacji (buduje i uruchamia testy przy każdym zatwierdzeniu) jako część naszych przeglądów wydajności (w naszej metodzie „jakości”). Wydaje mi się to NAPRAWDĘ złym pomysłem, ale chciałbym wiedzieć, czy ktoś to studiował, czy widział wcześniej.
Myślę, że nasi programiści nie będą poddawać się tylu testom, jak w innym przypadku, z obawy, że testy się nie powiodą. Wydaje mi się, że zamienia cenne narzędzie programistyczne w kij, którym można pokonać programistów.
Oczywistym kontrargumentem jest to, że zachęci to ludzi do większej ostrożności przed popełnieniem, a tym samym do wyższej jakości.
Czy jestem tu poza bazą? Proszę odłożyć na bok pytanie, czy powinniśmy w ogóle robić oceny wydajności, czy też nie - na co odpowiedziano gdzie indziej.
źródło
Odpowiedzi:
Przeglądy wydajności są w porządku, ale co z przydatnymi danymi, takimi jak:
Są to wszystkie dobre sposoby mierzenia wydajności, ale problemy, jakie wydaje się mieć przy zarządzaniu, polegają na tym, że w rzeczywistości wymagają ... ummm ... no cóż, wiesz ... AKTYWNA PRACA z ich strony.
Niestety większość kierownictwa ma takie podejście: „Do diabła z tym, chcę oceniać moich pracowników na podstawie wskaźników, które tak naprawdę nie wymagają ode mnie nadążania za tym, co robią”.
źródło
Moim zdaniem granie w system tutaj jest całkiem prawdopodobne, a twój szef musi znaleźć sposoby, aby temu zapobiec. Innym przypadkiem, o którym nie wspomniałeś, jest to, że programiści dokonują mnóstwa razy, dzięki czemu następuje zalew odpraw, w którym liczba modyfikacji jest stosunkowo niska, tak jakby była część recenzji, w której używana jest liczba kompilacji jest to miejsce, w którym staje się to nowe narzędzie, które można łatwo wykorzystać w niewłaściwy sposób. Myślę o odprawach, w których zmienia się nazwę czegoś lub zmienia się białe miejsce, jest odprawą i liczy się, ponieważ jakaś forma wydajności byłaby pedantycznym poglądem.
źródło